Morderstwo w Orient Expressie- recenzja

Morderstwo w Orient Expressie- recenzja







Książki Agathy Christie były w moim domu od zawsze. Najpierw czytała je Mama, potem moja Siostra, a następnie ja. Dla mnie to totalna mistrzyni kryminały, morderstwa i oczywiście arszeniku. Obecnie posiadam całą kolekcję książek i często do nich wracam.
Gdy usłyszałam o ekranizacji początkowo się ucieszyłam a później przeraziłam- jeśli zna się dobrze książkę to bardzo łatwo rozczarować się filmem.


Nowość od Mixa- hyalurogel krem +płyn micelarny.

Nowość od Mixa- hyalurogel krem +płyn micelarny.





Nie wiem jak to się stało, ze dopiero niedawno odkryłam kosmetyki do pielęgnacji Mixa. Teoretycznie wiedziałam że jest taka firma, ale nigdy na żaden się nie zdecydowałam. A szkoda!
Przygoda zaczęła się od lekkiego kremu nawilżającego który szybko stał się moim hitem. Wtedy myślałam że lepiej być nie może. I wiecie co? Może!

Krem intensywnie nawilżający- nowa bogata formuła

Krem zaczęłam stosować na przełomie sierpnia i września. Pogoda w tym roku nie miała okazji żeby nas rozpieszczać, dlatego postanowiłam szybciej rozpocząć regenerację skóry po lecie. Odstawiłam żel aloesowy który w lecie sprawiał się świetnie i sięgnęłam po wspomniany wyżej krem. Podchodziłam do niego sceptycznie, lekko nieufnie. Moja skóra jest bardzo wymagająca, szybko daje znać że coś jej się nie podoba, bałam się że po pierwszym użyciu może zafundować wypryski i wysyp wągrów. Tak się jednak nie stało.


Krem zamknięty w typowym, acz estetycznym szklanym słoiczku. Zapach ma bardzo delikatny, wyczuwalny ale mnie osobiście nie drażnił. Producent obiecuje wodno-żelową konsystencję i taka jest- produkt delikatnie glutowaty, ale szybko spływa w ręki/twarzy, jeśli nie zostanie rozprowadzony. 

Mocne nawilżenie?

-Wooow!- to powiedziałam gdy rano dotknęłam cery. 
Tak miękkiej i "puszystej" skóry dawno nie miałam. Byłam zachwycona co w ciągu jednej nocy zdziałał ten produkt. 




To co jest zauważalne zaraz po aplikacji to to że wchłania się błyskawicznie i nie pozostawia lepkiej warstwy. Przyzwyczajona że do dobrego nawilżenie prowadzi gruba warstwa kremu, nie uwierzyłam że będzie to dobry krem. Ach jak bardzo się myliłam!
Jak już wspomniałam, następnego dnia czekała mnie niespodzianka. Dobre nawilżenie, blask, zero nowych wyprysków, a do tego miękka w dotyku skóra. Pierwsze wrażenie zrobił dobre pomyślałam, ciekawe jak dalej.

A dalej było już tylko lepiej.

Po pierwsze- nie zapchał mnie. Zero nowych wągrów czy pryszczy. Nie przesadzę jeśli powiem że zniwelował te już obecne. Teraz na prawdę rzadko zdarza mi się jakiś paskudny syf.
Po drugie- nawilżenie jakiego oczekiwałam. Zero suchych skórek, uczucia ściągnięcia, szorstkiej skóry. Jestem z niego na prawdę bardzo zadowolona.






Hyalurogel- Żel micelarny zmniejszający uczucie ściągnięcia


Żel micelarny to kolejny produkt z serii na który trafiłam. Nie znalazłam jeszcze swojego ideału do zmywania makijażu, ale ten dobrze rokuje na przyszłość. Bardzo przypadła mi do gustu formuła która na samym początku bardzo mnie zaskoczyła. 


Żel do zmywania, ale nie do mycia


Jak już wspomniałam, zaskoczyła mnie formuła. Na początku pomyślałam że skoro jest to żel to na pewno myjący. Jednak nic bardziej mylnego! Przecież jak byk na opakowaniu napisane jest "bez użycia wody".
Produkt jest na pewno lekki, o przyjemnym delikatnym zapachu. Jest totalnie niepieniący i oczywiście nie nadaje się do mycia. 


Jest bardzo delikatny a przez to niestety niestety też delikatnie myjący. Uważam że nie nadaje się do pierwszego zmycia mocnego makijażu. Nie zawsze rozpuszcza tusz i eyeliner i to z tym jest największy problem. 
Niemniej jednak poradziłam sobie z tym. Jako że i tak nie zostawiłabym skóry bez mycia, to najpierw myję ją normalnym żelem do twarzy, a później resztę domywam powyższym produktem. I w takiej roli sprawdza się nieziemsko! Faktycznie zmniejsza uczucie ściągnięcia skóry z którym tak walczę. Do tego nie podrażnia oczu, nie powoduje zaczerwień, nie lepi się przy nakładaniu. 

Lubię też przetrzeć nim cerę rano, przed nałożeniem makijażu. Mam wrażenie że jest wtedy wyciszona i ukojona na cały dzień. 




A czy u Was sprawdziły się te kosmetyki pielęgnacyjne?
Ja na pewno sięgnę po nie ponownie, myślę że będą to moje pewniaki na ciężkie dni. A jakie są wasze? Koniecznie dajcie znać w komentarzach. 
Thor:Ragnarok- Recenzja

Thor:Ragnarok- Recenzja




Kiedy usłyszałam że w kinach pojawi się nowa część Thora, wiedziałam że muszę ją zobaczyć i to koniecznie w kinie.
Po pierwsze uwielbiam fantasy filmy akcji, zwłaszcza te na podstawie komiksów, a po drugie uważam że takie filmy gdzie jest dużo efektów specjalnych, powinno się, a wręcz trzeba zobaczyć w kinie. Tradycyjnie odczekałam trochę od premiery żeby ominąć fale zalewającą kino i wybrałam się na ostatni wieczorny seans. Czy warto iść na kolejną cześć filmu o bogu piorunów? 
Perfekcyjne kredki do ust od Lovely

Perfekcyjne kredki do ust od Lovely




Pomalowane usta to atut każdej kobiety. Ten jeden wyraźny akcent na twarzy kobiety potrafi zdziałać cuda! Uwielbiam szminki i wszelkie produkty do ust (mam ich zdecydowanie zbyt dużo i nie mogę się zdecydować "która dziś?" ).
Dziś chciałabym Wam zaprezentować kredkę do ust od Lovely- posiadam ją w dwóch kolorach.









Kredki pochodzą z serii Perfect Line od Lovely i są dostępne w trzech kolorach i kosztują grosze... na promocji zapłaciłam około 3 zł za jedną. 



Rysik jest na prawdę miękki! Dobrze się nim operuje. Nie drapie, ale też i nie rozciapuje się na ustach. Łatwo zakreślić kontur ust, a nawet i pokombinować z optycznym powiększaniem. 


Kolorki jakie posiadam to 1 i 2, niestety nie spotkałam 3 w swoim Rossmannie.
1 jest idealna do matowej 08 od Golden Rose w kredce. Zazwyczaj gdy się nią malowałam to musiałam uważać, ponieważ jest to bardzo gruba kredka. Dzięki temu produktami wyeliminowałam ten problem.





Nr 1 to przepiękny, brudny róż, natomiast nr 2 jest nieco mocniejszy. Używam jej do fuksji od Bell.
Jak już wspominałam, kredki łatwo rozprowadzają się na ustach, nie drapią i dobrze współpracują. Niestety jeśli chodzi o struganie jest nieco ciężej. Jeśli z tym przesadzimy może się rozsmarować na strugaczce i ciężko to wyczyścić, ponieważ są na prawdę dobrze napigmentowane. Jednak jest to kwestia wprawy, zdarzyło mi się to tylko raz.





Przyznam się, że zdarzyło mi się nakładać samą kredkę, na całe usta i wyglądało to na prawdę dobrze, a przy tym dawało super matowe wykończenie.

Jakie są wasze ulubione kredki?
Karo
Peelingi VIANEK- pierwsze wrażenia

Peelingi VIANEK- pierwsze wrażenia



Vianek na polski rynek weszło jak burza i momentalnie zyskało swoich zwolenników. Kosmetyki które oferują są pochodzenia naturalnego, zamknięte w pięknych opakowaniach. Właśnie te czynniki, skusiły mnie do zakupu tych dwóch produktów. 
Peeling do ciała i maseczka peeling do twarzy dołączone były do pudełka Joybox, na które ostatnio się zdecydowałam. Strzał w dziesiątkę! 

Przybliżę Wam dziś co nieco te dwa produkty, za jakiś czas na pewno pojawi się pełna recenzja.
To co pierwsze przykuwa uwagę to opakowanie. Jestem nimi totalnie zauroczona! Z reszta, jestem zauroczona wszystkimi kosmetykami i opakowaniami firmy Sylveco (tak, to Sylveco produkuje te wspaniałości). Ja wiecie kocham i ubóstwiam Lekki krem brzozowy.
Białe opakowanie zdobią zalipańskie wzory, przecudne. 
A teraz do rzeczy!




Ujędrniająco- wygładzający PEELING DO CIAŁA z mielonymi pestkami malin

Produkt znajduje się w odkręcanym opakowaniu, dość solidnym. 
Skład- naturalny, tak jak jest to obiecane. Znajdziemy tutaj zmielone pestki malin, olejek cynamonowy oraz cukier. 





Peeling ma piękny kolor ciemnej maliny (serio, to jaki miałby być?) To co widać to pełno drobinek przeróżnej grubość. A to co czuć? Zaraz po otwarciu uderza w nas zapach malin. Ale nie takich chemicznych! Malin świeżo zerwanych z krzaczka. Mega przyjemny!
Co to zauważyłam po pierwszych użyciach to oczywiście złuszczenie naskórka oraz wygładzenie. Ujędrnienia nie widzę, ale to może przyjdzie z czasem. Dzięki różnorodności drobinek, peeling nie jest za ostry. 
Jak dotąd ten peeling skradł moje serce i wpisał się na listę ulubieńców. Zobaczymy jednak jak będzie za jakiś czas, jak sprawdzi się na dłuższą metę. 







Odżywcza Maseczka peeling do twarzy z mielonym lnem


Tak ja wyżej, piękne opakowanie i naturalny skład. Znajdziemy tutaj olej sojowy, olej z pestek moreli, olej rokitnikowy, miód i oczywiście mielony len!






Kolor jest lekko zabrudzonym żółtym. Maseczkowy peeling posiada różne drobiny, len jest znacznie wyczuwalny. No i właśnie... ten len. Zapach jest bardzo, ale to bardzo specyficzny! Jest nieco mdły, zapychający i nie każdemu się spodoba. Jest znacznie wyczuwalny podczas używania. Jeśli piliście kiedyś siemię lniane to zapach jest taki jak i smak. Albo się kocha albo nienawidzi.
Ja nakładam ją kolistymi ruchami i pozostawiam na kilka minut a następnie spłukuję. Na pierwszy rzuć skóra jest wygładzona! Jestem z niego zadowolona ale na więcej wniosków jeszcze przyjdzie czas.





Mam nadzieje że przybliżyłam Wam te dwa produkty. Bardzo cieszy mnie że na naszym rynku pojawia się coraz więcej takich naturalnych produktów. 







Używaliście? Co polecacie?
Karo
Copyright © 2014 Beauty Lover , Blogger